Czasami zdarza się tak, że do bajki dwojga zakochanych ludzi wkracza osoba trzecia.
Bajka zmienia się w dramat. Nieraz zastanawiała mnie taka sytuacja. Powiedzmy,
że mężczyzna (choć oczywiście może być odwrotnie)* będąc oficjalnie w
szczęśliwym związku, zaczyna spotykać się z inną kobietą. Historia niekiedy
jest o tyle zatrważająca, że mało tego, że ta druga kobieta wie o
pierwszej, choć oczywiście myśli o sobie jako o "tej pierwszej" w
życiu ukochanego, to jeszcze ta pierwsza wie o tej drugiej i... i właściwie
nic. Nie doświadczyłam tego, ale potrafię się wczuć na tyle w taki swoisty
trójkąt, żeby rozumieć naiwność i raniącą w każdej minucie nadzieję kobiety, że
"pewnego dnia on się zdecyduje i wybierze mnie". Nie o nieuczciwości
czy o zdradzie chciałam się rozpisać, ale pojęciu, którego skrótowo powyżej
użyłam kilkakrotnie. Mówimy "ta druga", "jesteś tą drugą,
odpowiada ci to?" Wiecie co? Tu nie ma sporu, kto jest tą pierwszą, a
kto tą drugą.
Obie są "tymi drugimi", bo są dwie, a powinna być jedna, nie ma
pierwszej. Ale szczerze, czy warto być tą pierwszą w
życiu kogoś, dla kogo istnieje jakaś druga? Chyba nie.
Bajka i tak z dnia na dzień robi się coraz bardziej łzawa, i niestety nie są to
disneyowskie łzy radości z odzyskania zgubionego pantofelka czy wzruszenia po
przemianie bestii w pięknego księcia. Czasem bestia to po prostu... bestia.
*powyższy tekst nie
ma na celu krytyki męskiej części populacji, sytuacja może być równie dobrze
odwrotna.